Nieaktualne rozkłady jazdy busów zmusiły nas do zmiany trasy wycieczki i to nie pierwszy raz. I tak zamiast do Brzeźnicy dojechaliśmy tylko do Wierzchosławic i musieliśmy iść na azymut. Najpierw drogą dojazdową wzdłuż autostrady, by następnie wejść już na tereny Lasów Radłowskich, a dalej to czysta improwizacja. Grunt, że szliśmy już lasem, najpierw wałem przeciwpowodziowym /widać było ułożone worki z piaskiem /wzdłuż strumyka, nad którym to leżały poprzewracane działalnością bobrów drzewa jak i małe żeremia, a następnie drogą żwirową. Momentami las był gęsty, było wilgotno, więc dokuczały nam komary. Ale już na szerokiej żwirowej drodze było super i tak doszliśmy do miejsca wypoczynkowego na Dwudniakach. Teren zadbany, z różnymi tablicami edukacyjnymi i miejscami na odpoczynek i ognisko. Następnie wzdłuż strumyka Ulga przeszliśmy się nad stawy na dziką plażę, ale woda nie zachęcała nawet do zamoczenia nóg /poza jedną osobą/. Lepiej było na terenie prywatnym / płatny wstęp/, zagospodarowanym, z barem i licznym sprzętem wodnym. Przypłynęła do nas para łabędzi z piątką małych i czekała na jakieś jedzenie, ale właściciel ośrodka zabronił nam karmienia, gdyż pan tata stada bywa agresywny. Wycieczka była bardzo lekka, wręcz leniwa, adekwatna do lipcowej pogody, a i tak grupą 14-tu osób przeszliśmy 13 kilometrów. Na dalsze i dłuższe wędrówki musimy zaczekać na odpowiednią pogodę.
Tekst Urszula Marzec
Foto M. Stec