Wielki Post w polskiej tradycji

Wielki Post w polskiej tradycji
CategoriesAktualności

Warto pamiętać, że post miał sens nie tylko religijny. Dla wielu osób był to czas przygotowania się na wiosnę. Czas lutego i marca był okresem przejściowym. Kończyły się zimowe zapasy jedzenia, a nie było jeszcze nowalijek. W tym czasie zgodnie z cyklem pór roku ograniczenie pokarmów było uzasadnione.

Następujące po sobie kolejne dni lutego i marca przybliżały wszystkich do wiosny. Jaskrawe promienie słoneczne odkrywały zakurzone po zimie dworskie pomieszczenia i zakamarki, a przede wszystkim brudne ściany, okopcone dymem z pieców i kominków, a jeszcze bardziej kopciem świec  i lamp naftowych. Nieumiejętne używanie tych ostatnich mogło narobić niezłego bałaganu w pomieszczeniach. Tak więc prano i obowiązkowo krochmalono firany, tkaniny dekoracyjne, zasłony, przepierzenia, serwety, kapy i kilimy. Na ogół malowano większość ścian. Tak przygotowany dwór czekał na święta wielkanocne.

Równolegle z pracami domowymi nadzorowanymi przez panią domu, właściciel majątku wyruszał w pole, gdzie zaczynały się już gospodarskie i rolne zajęcia.

Na kilka dni przed Wielkanocą zabijano świnie, przygotowywano niezliczone ilości wędlin i mięs. Część wędlin przez wiele dni marynowano, a następnie wędzono różnymi gatunkami drewna. Często mięso opiekano oblepione ciastem chlebowym. Najważniejszym jednak kulinarnym wydarzeniem w przygotowaniach świątecznych było pieczenie bab wielkanocnych. Ich udany wypiek w pełni utożsamiano z dobrą reputacją pani domu, jako wzorowej gospodyni. Uważano, że sukces dobrego wypieku to spokój oraz duża ilość żółtek ( według oryginalnych przepisów 60 żółtek na 2 szklanki mąki!). Niejedno dziecko było przeganiane z kuchni, by nie hałasowało i nie wpuszczało zimnego powietrza. Panowie intuicyjnie wyczuwali, by trzymać się daleko od kuchni i nie spowodować małżeńskiego kryzysu. Zachowanie jednak wszystkich tych środków ostrożności,  połączone  oczywiście  ze sprawdzonym przepisem skutkowało wypiekiem pięknych bab, wyrastających do około 35 cm wysokości , a bywało, że osiągały nawet 50 cm! W niektórych dworach upieczone baby studzono delikatnie kołysząc w pierzynach, by się nie przekrzywiły przy stygnięciu.

Wieki post przestrzegany był bardzo restrykcyjnie. Menu tego czasu było dużo bardziej jałowe niż w innym okresie roku. W Wielki Piątek często zaprzestawano przyjmowania jakichkolwiek posiłków. Ten dzień to czas pastowania podłóg, gotowania szynek, przygotowywania całego prosiaka, którego przyozdabiano zieleniną, a w ryjek wkładano gotowane jajko.

W sobotę przed dworskim gankiem kobiety ze wsi przynosiły kosze z jedzeniem do poświęcenia. Zawartość koszy w domach chłopskich nie różniła się od naszej współczesnej, tradycyjnej święconki. Ksiądz po święceniu zatrzymywał się na dworze, wizyta nie trwała jednak dugo, bo w kościele w tym dniu było dużo obowiązków.

Wielką Niedzielę rozpoczynano wczesnoporanną rezurekcją, po której następowała krótka rewizyta na plebanii i pośpiesznie wracano do domu na długo wyczekiwane śniadanie wielkanocne.

Uczestników śniadania witał ogromny stół nakryty białym obrusem, dekorowany specjalnie na ten czas hodowanymi frezjami, hiacyntami i mirtem. Przynoszono też z ogródka żonkile, barwinek, bluszcz, bukszpan, fiołki… Naczelne miejsce zajmował przygotowany, opisany wcześniej prosiak. Na stół trafiały najładniejsze, olbrzymie baby, sękacz i mazurki. Na największym z nich, pięknie dekorowanym lukrem, bakaliami i figurkami z cukru, widniał duży napis „Alleluja”. Na środku stołu ustawiano baranka wyrzeźbionego z kilku(! )kilogramów masła z oczami z suszonych śliwek. Dalej stawiano głuszce, dzikie kaczki, cietrzewie (najczęściej w piórach), jagnięta, całe stosy kiełbas, szynek, rolad, sosy i chrzan.  Podawano też kilka rodzajów ryb w galarecie, a nawet szyjki rakowe. Podczas takich uroczystości można było ocenić  i docenić kwalifikacje oraz talent kucharza. Do zatrudnienia dobrego kucharza przywiązywano ogromną wagę. W bogatych majątkach były to osoby praktykujące wcześniej w kuchniach francuskich.

Dalsza część świąt upływała na wizytach krewnych i sąsiadów. Tradycyjnie w poniedziałek wielkanocny polewano się wodą. Podczas śmigusa- dyngusa nie szczędzono wody, szczególnie w domach chłopskich. Dziewczęta często wrzucano do koryt czy małych rzeczek. Świętowanie nie trwało długo, bo wiosenne, intensywne prace w gospodarstwie wymagały dużego zaangażowania właścicieli i służby.

 

Tak więc po wczesnych zasiewach zaczynał się czas plewienia, podlewania… bieżącej pielęgnacji plonów i roślin. Wokół dworu zakładano klomby kwiatowe, obsadzano alejki… to wszystko było pracochłonne. Często w okolicach budynku rosło mnóstwo drzew owocowych oraz krzewów ozdobnych, które w maju i czerwcu kwitły i pachniały obłędnie.

Tekst i fotografie M. Siedlik

Opracowanie JF